Ta część jest trochę dłuższa, niż pozostałe. Dlaczego? Nie chciałam dzielić końcówki na 2 bardzo krótkie części... Bonusem jest to, że do opowiadania stworzony jest EPILOG, który pojawi się niebawem.
-Słuchaj, proszę nie mów reszcie, ale niedługo umrę…- W oczach hyung’a pojawiły się łzy. Musiałem mu to powiedzieć..
-To żart Renni,ne? Powiedz, ze to pieprzony żart!
-Hyung, chciałbym..
-Ale co to?
Co ta za cholera cię zabiera?!
-Słuchaj,
byłem na badaniach, wykryto u mnie bardzo rzadką i nieuleczalną chorobę
krwi. Po prostu nie można mi już pomóc,
hyung ja.. Umieram.. Zostały mi niecałe 2 miesiące życia- teraz także z moich
oczu popłynęły strumienie łez. Nie umiałem się powstrzymać. Kim patrzył na mnie
cały zapłakany.-Tak musi być i już nic na to nie poradzę- dodałem pochlipując.
-Proszę nie
mów im, nie chcę ich martwić.-Jasne, ale nie rozumiem dlaczego? Przecież byśmy
ci pomogli, wspieraliby ci wszyscy.
-Po prostu
zrób to dla mnie Hyung, proszę.- Przyjaciel tylko skiną głową.-Wracajmy do domu...
*Tydzień później*
Kim
obiecałeś, że wybierzemy się gdzieś razem, tylko TY i JA! – Aron klęknął przed
siedzącym na kanapie Jr’em. Złapał go za rękę i potrząsał nią.
- Jesteś
taki inny od pewnego czasu, coś nie tak?
-Dobrze
hyung, pójdziemy do.. kina, ok?- powiedział Kim z uśmiechem.
Już po 15 minutach starszych nie było w dormie. Zostałem tam sam, zastanawiałem
się gdzie jest Minhyun. Nie wiedziałem go od rana. Nagle usłyszałem trzask drzwi.-Minhyun!-
Od razu podbiegłem do chłopaka i mocno objąłem jego szyję.
-Coś się
stało maknae?- Jego uśmiech zawsze tak mocno rozpalał moje serce.
-Nic hyung.
Po prostu: Kocham Cię!- ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że rzadko mu to mówię. Kto będzie mu
to powtarzał, kiedy mnie już nie będzie?
-Wypożyczyłem
filmy, kupiłem popcorn, przygotowałem ciepły koc i kakao. Może być?
-Minhyun,
świetnie!
Po krótkiej
chwili siedziałem w objęciach mojego chłopaka. Okrywał nas ciepły koc, jednak
jego ciepło było czymś innym niż ciepło dawane mi przez Hyung’a.
Cały wieczór spędziliśmy przed telewizorem wcinając popcorn. Koło 10 wrócili
chłopaki i wspólnie zamówiliśmy pizze.
Brakowało tylko Baekho, który pojechał na weekend do domu.-Minhyun,
róbmy tak częściej.
-Choi,
chcesz częściej oglądać głupie komedii w TV i te „nasze dwie komedie”?- wskazał
palcem na bijących się JR’a i Arona.
-Nie hyung ,
chcę częściej czuć twoje ciepło…
*Miesiąc
później*
Ostatnio stałem się zamknięty w sobie, posmutniałem i każdy mi to
powtarzał. Jak oni zachowywali by się,
gdyby to był ich ostatni tydzień życia? Ostatnie kilka dni… Nie potrafiłem
sobie tego wszystkiego wytłumaczyć. Nie wyobrażałem sobie zostawić mojego
Minhyun’a. Tak bardzo go przecież kocham! Teraz gdyz a każdym razem spoglądałem
na jego uśmiechniętą twarz, w moich oczach pojawiały się łzy.
Od kilku dni czułem się znacznie gorzej.
Czułem, z e.. umieram..
-Hej, Kim!
Co się dzieje z Choi? Od paru dni nie odzywa się i wciąż chodzi z zapłakanymi
oczami.. Ma jakieś kłopoty, co się stało?
-Minhyun,
naprawdę nie wiem. Sam się nad tym zastanawiałem- hyung spuścił wzrok i
odszedł. Patrzyłem na Minhyun’a, schowany za drzwiami. Widziałem jego smutną i
zatroskaną twarz.
*Już
niedługo nie będziesz musiał się
zastanawiać, hyung*- wyszeptałem do siebie.
***
Ten dzień był inny niż wszystkie. Słońce
pięknie świeciło, więc zdecydowałem że wybiorę się ostatni raz w „moje
miejsce” Lubiłem tak przychodzić, kiedy było źle, by pomyśleć. Znaliśmy je
tylko ja i Minhyun. Na drzewie pod którym zawsze przesiadywałem, wyryte było
tyle słów, napisów i dat że nawet ja nie mogłem określić ich ilości.
Najpiękniejszym napisem był: „Choi i Minhyun, na zawsze”…
Gdy tylko tam dotarłem od razu podbiegłem do
drzewa i wpatrywałem się w ów napis.
-Na zawsze?
Czyli jak umrę, też będziesz mnie kochał Minhyun?- Mówiłem sam do siebie- Ja
ciebie będę kochał zawsze, nawet gdzy mnie już nie będzie na tym świecie.-
Usiadłem, zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w śpiew ptaków. Przesiedziałem tam
prawie cały dzień. Wszyscy byli zajęci, więc nikt nie martwił się gdzie jestem.
Nim się obejrzałem, było już popołudnie. Słońce powoli, pięknie zachodziło za
horyzont. Wciąż myślałem o nim- o moim hyung’u…
Nagle poczułem mocny ból w klatce piersiowej.
-Aaaa! –
Wyrwało się z ,mojego gardła. Ból był nie do opisania.
-Boże, co
się dzieje?!- Płakałem z bólu, który teraz powoli słabł. -Nie! Nie teraz!-
krzyczałem przez łzy. -Nie zabieraj mnie…- szlochałem coraz mocniej. Czułem, ze
to się zbliża- mój koniec. Próbowałem wstać, lecz nie dałem rady. Nogi po woli
przestawały reagować na jakiekolwiek rozkazy. Poczułem coś mokrego na
podbródku. Sięgnąłem ręką by sprawdzić ręką, co to. Moja twarz pobladła gdy
zobaczyłem całą rękę we krwi! Nerwowo zacząłem wycierać twarz. Ta jednak nie
przestawała wydobywać się z moich ust. Wielki chłód ogarnął moim ciałem, ręce,
nogi i wargi zaczęły lekko drgać. Krew
plamiła już nie tylko moją twarz, ale też całą koszulkę. Serce waliło jak
opętane, a pot zwilżył rozpalone czoło. Czułem, że słabnę…
Wyjąłem
telefon i resztką sił wybrałem numer Minhyun’a.
-Słucham
Choi. Gdzie ty jesteś? Czekam na ciebie w domu.
-Hyung,
proszę przyjdź na „nasze miejsce” . Wezwij karetkę na tamten adres. Proszę,
hyung pospiesz się… -kiedy kończyłem to zdanie, kilka kropel krwi zaplamiło
ekran telefonu. Próbowałem wstać, jednak to tylko pogorszyło mój stan. Chciałem
ostatni raz spojrzeć na nasz napis. Zapłakanymi oczami spoglądałem na litery.
-Na zawsze,
Minhyun, zawsze będę cię kochać- wyszeptałem ciężko. Teraz z trudem nabrałem powietrza do płuc. Zacząłem krztusić się, ciągle płynącą krwią.
Kaszlałem coraz mocniej. W końcu osunąłem się na ziemię, plamiąc napis…
-Hyung,gdzie jesteś?- Wzniosłem oczy ku niebu... Usłyszałem syrenę karetki i
tupot biegnącej osoby. To był Minhyun biegnący w moim kierunku.
-Ren! Renni!
-Hyung, przepraszam..-poczułem
jak fala ciepła ogarnia moje ciało. Zamknąłem oczy,już nie.miałem siły walczyć
z tym bólem. Leżałem, cały w kałuży mojej krwi. Czułem jak jak Hyung bierze
mnie w swoje ciepłe ramiona. Ze
zmęczonych już oczu pociekły mi łzy.
-Nie
zostawia mnie maknae, błagam!- Resztkami sił, otworzyłem oczy i ujrzałem
zapłakanego Minhyun'a.
-Przepraszam
Hyung...Przepraszam, że nie powiedziałem ci, że jestem chory. Nie chciałem cię
martwić...
-Choi będzie
dobrze.
-Nie Hyung,
ją wiem że umieram...Kocham cię i będę cię kochał na zawsze, pamiętaj-
wcisnąłem papier w jego dłoń-Przeczytaj to Hyung, kocha..-nie dokończyłem bo
zbrakło mi oddechu. Świat zaczął zanikać. Odchodziłem z tego świata w objęciach
najbliższego mi Minhyun'a. Czułem się szczęśliwy. Ostatni raz zaczerpnąłem powietrza,
moimi zakrwawionymi ustami. Poczułem ulgę... Moje serce przestało bić. Ostatnia
kropla łzy spłynęła po moim policzku. Nie czułem już nic, żadnego bólu.
Uniosłem się do góry i zobaczyłem siebie
leżącego na kolanach Hyung'a. Nigdy nie widziałem by tak płakał.
-Niee ..!
Dlatego?!?-krzyczał. Moje ciało wydawało się takie kruche. Nie mogłem
powstrzymać łez.
Teraz byłem
duchem, tylko wspomnieniem. Bóg wolał mnie do siebie musiałem opuścić tan
świat. Wzniosłem się wyżej. Jeszcze raz spojrzałem tylko na zakrwawiony napis:
"Choi i Minhyun, na zawsze..."
Ta część jest trochę dłuższa, niż pozostałe. Dlaczego? Nie chciałam dzielić końcówki na 2 bardzo krótkie części... Bonusem jest to, że do opowiadania stworzony jest EPILOG, który pojawi się niebawem.
-Słuchaj, proszę nie mów reszcie, ale niedługo umrę…- W oczach hyung’a pojawiły się łzy. Musiałem mu to powiedzieć..
-To żart Renni,ne? Powiedz, ze to pieprzony żart!
-Hyung, chciałbym..
-Ale co to? Co ta za cholera cię zabiera?!
-To żart Renni,ne? Powiedz, ze to pieprzony żart!
-Hyung, chciałbym..
-Ale co to? Co ta za cholera cię zabiera?!
-Słuchaj,
byłem na badaniach, wykryto u mnie bardzo rzadką i nieuleczalną chorobę
krwi. Po prostu nie można mi już pomóc,
hyung ja.. Umieram.. Zostały mi niecałe 2 miesiące życia- teraz także z moich
oczu popłynęły strumienie łez. Nie umiałem się powstrzymać. Kim patrzył na mnie
cały zapłakany.-Tak musi być i już nic na to nie poradzę- dodałem pochlipując.
-Proszę nie
mów im, nie chcę ich martwić.-Jasne, ale nie rozumiem dlaczego? Przecież byśmy
ci pomogli, wspieraliby ci wszyscy.
-Po prostu
zrób to dla mnie Hyung, proszę.- Przyjaciel tylko skiną głową.-Wracajmy do domu...
*Tydzień później*
Kim
obiecałeś, że wybierzemy się gdzieś razem, tylko TY i JA! – Aron klęknął przed
siedzącym na kanapie Jr’em. Złapał go za rękę i potrząsał nią.
- Jesteś
taki inny od pewnego czasu, coś nie tak?
-Dobrze
hyung, pójdziemy do.. kina, ok?- powiedział Kim z uśmiechem.
Już po 15 minutach starszych nie było w dormie. Zostałem tam sam, zastanawiałem
się gdzie jest Minhyun. Nie wiedziałem go od rana. Nagle usłyszałem trzask drzwi.-Minhyun!-
Od razu podbiegłem do chłopaka i mocno objąłem jego szyję.
-Coś się
stało maknae?- Jego uśmiech zawsze tak mocno rozpalał moje serce.
-Nic hyung.
Po prostu: Kocham Cię!- ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że rzadko mu to mówię. Kto będzie mu
to powtarzał, kiedy mnie już nie będzie?
-Wypożyczyłem
filmy, kupiłem popcorn, przygotowałem ciepły koc i kakao. Może być?
-Minhyun,
świetnie!
Po krótkiej
chwili siedziałem w objęciach mojego chłopaka. Okrywał nas ciepły koc, jednak
jego ciepło było czymś innym niż ciepło dawane mi przez Hyung’a.
Cały wieczór spędziliśmy przed telewizorem wcinając popcorn. Koło 10 wrócili
chłopaki i wspólnie zamówiliśmy pizze.
Brakowało tylko Baekho, który pojechał na weekend do domu.-Minhyun,
róbmy tak częściej.
-Choi,
chcesz częściej oglądać głupie komedii w TV i te „nasze dwie komedie”?- wskazał
palcem na bijących się JR’a i Arona.
-Nie hyung ,
chcę częściej czuć twoje ciepło…
*Miesiąc
później*
Ostatnio stałem się zamknięty w sobie, posmutniałem i każdy mi to
powtarzał. Jak oni zachowywali by się,
gdyby to był ich ostatni tydzień życia? Ostatnie kilka dni… Nie potrafiłem
sobie tego wszystkiego wytłumaczyć. Nie wyobrażałem sobie zostawić mojego
Minhyun’a. Tak bardzo go przecież kocham! Teraz gdyz a każdym razem spoglądałem
na jego uśmiechniętą twarz, w moich oczach pojawiały się łzy.
Od kilku dni czułem się znacznie gorzej.
Czułem, z e.. umieram..
-Hej, Kim! Co się dzieje z Choi? Od paru dni nie odzywa się i wciąż chodzi z zapłakanymi oczami.. Ma jakieś kłopoty, co się stało?
-Hej, Kim! Co się dzieje z Choi? Od paru dni nie odzywa się i wciąż chodzi z zapłakanymi oczami.. Ma jakieś kłopoty, co się stało?
-Minhyun,
naprawdę nie wiem. Sam się nad tym zastanawiałem- hyung spuścił wzrok i
odszedł. Patrzyłem na Minhyun’a, schowany za drzwiami. Widziałem jego smutną i
zatroskaną twarz.
*Już
niedługo nie będziesz musiał się
zastanawiać, hyung*- wyszeptałem do siebie.
***
Ten dzień był inny niż wszystkie. Słońce
pięknie świeciło, więc zdecydowałem że wybiorę się ostatni raz w „moje
miejsce” Lubiłem tak przychodzić, kiedy było źle, by pomyśleć. Znaliśmy je
tylko ja i Minhyun. Na drzewie pod którym zawsze przesiadywałem, wyryte było
tyle słów, napisów i dat że nawet ja nie mogłem określić ich ilości.
Najpiękniejszym napisem był: „Choi i Minhyun, na zawsze”…
Gdy tylko tam dotarłem od razu podbiegłem do
drzewa i wpatrywałem się w ów napis.
-Na zawsze?
Czyli jak umrę, też będziesz mnie kochał Minhyun?- Mówiłem sam do siebie- Ja
ciebie będę kochał zawsze, nawet gdzy mnie już nie będzie na tym świecie.-
Usiadłem, zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w śpiew ptaków. Przesiedziałem tam
prawie cały dzień. Wszyscy byli zajęci, więc nikt nie martwił się gdzie jestem.
Nim się obejrzałem, było już popołudnie. Słońce powoli, pięknie zachodziło za
horyzont. Wciąż myślałem o nim- o moim hyung’u…
Nagle poczułem mocny ból w klatce piersiowej.
-Aaaa! –
Wyrwało się z ,mojego gardła. Ból był nie do opisania.
-Boże, co
się dzieje?!- Płakałem z bólu, który teraz powoli słabł. -Nie! Nie teraz!-
krzyczałem przez łzy. -Nie zabieraj mnie…- szlochałem coraz mocniej. Czułem, ze
to się zbliża- mój koniec. Próbowałem wstać, lecz nie dałem rady. Nogi po woli
przestawały reagować na jakiekolwiek rozkazy. Poczułem coś mokrego na
podbródku. Sięgnąłem ręką by sprawdzić ręką, co to. Moja twarz pobladła gdy
zobaczyłem całą rękę we krwi! Nerwowo zacząłem wycierać twarz. Ta jednak nie
przestawała wydobywać się z moich ust. Wielki chłód ogarnął moim ciałem, ręce,
nogi i wargi zaczęły lekko drgać. Krew
plamiła już nie tylko moją twarz, ale też całą koszulkę. Serce waliło jak
opętane, a pot zwilżył rozpalone czoło. Czułem, że słabnę…
Wyjąłem
telefon i resztką sił wybrałem numer Minhyun’a.
-Słucham
Choi. Gdzie ty jesteś? Czekam na ciebie w domu.
-Hyung,
proszę przyjdź na „nasze miejsce” . Wezwij karetkę na tamten adres. Proszę,
hyung pospiesz się… -kiedy kończyłem to zdanie, kilka kropel krwi zaplamiło
ekran telefonu. Próbowałem wstać, jednak to tylko pogorszyło mój stan. Chciałem
ostatni raz spojrzeć na nasz napis. Zapłakanymi oczami spoglądałem na litery.
-Na zawsze,
Minhyun, zawsze będę cię kochać- wyszeptałem ciężko. Teraz z trudem nabrałem powietrza do płuc. Zacząłem krztusić się, ciągle płynącą krwią.
Kaszlałem coraz mocniej. W końcu osunąłem się na ziemię, plamiąc napis…
-Hyung,gdzie jesteś?- Wzniosłem oczy ku niebu... Usłyszałem syrenę karetki i
tupot biegnącej osoby. To był Minhyun biegnący w moim kierunku.
-Ren! Renni!
-Ren! Renni!
-Hyung, przepraszam..-poczułem
jak fala ciepła ogarnia moje ciało. Zamknąłem oczy,już nie.miałem siły walczyć
z tym bólem. Leżałem, cały w kałuży mojej krwi. Czułem jak jak Hyung bierze
mnie w swoje ciepłe ramiona. Ze
zmęczonych już oczu pociekły mi łzy.
-Nie
zostawia mnie maknae, błagam!- Resztkami sił, otworzyłem oczy i ujrzałem
zapłakanego Minhyun'a.
-Przepraszam
Hyung...Przepraszam, że nie powiedziałem ci, że jestem chory. Nie chciałem cię
martwić...
-Choi będzie
dobrze.
-Nie Hyung,
ją wiem że umieram...Kocham cię i będę cię kochał na zawsze, pamiętaj-
wcisnąłem papier w jego dłoń-Przeczytaj to Hyung, kocha..-nie dokończyłem bo
zbrakło mi oddechu. Świat zaczął zanikać. Odchodziłem z tego świata w objęciach
najbliższego mi Minhyun'a. Czułem się szczęśliwy. Ostatni raz zaczerpnąłem powietrza,
moimi zakrwawionymi ustami. Poczułem ulgę... Moje serce przestało bić. Ostatnia
kropla łzy spłynęła po moim policzku. Nie czułem już nic, żadnego bólu.
Uniosłem się do góry i zobaczyłem siebie
leżącego na kolanach Hyung'a. Nigdy nie widziałem by tak płakał.
-Niee ..!
Dlatego?!?-krzyczał. Moje ciało wydawało się takie kruche. Nie mogłem
powstrzymać łez.
Teraz byłem
duchem, tylko wspomnieniem. Bóg wolał mnie do siebie musiałem opuścić tan
świat. Wzniosłem się wyżej. Jeszcze raz spojrzałem tylko na zakrwawiony napis:
"Choi i Minhyun, na zawsze..."
świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńmasz talent ;p
czekam na cd ;>
ewaa-farnaa-ef.blogspot.com
Troszeczkę mrocznie i tajemniczo...lubię takie opowiadania więc zajrzę pewnie jeszcze...Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńJak pisałam to ostatnia część ale dodam jeszcze epilog już niedługo.. też smutaśmy i jeśli sie takie podobają to bd pisać częściej smutasy.>:D
UsuńCiekawie napisane:) Podoba mi się
OdpowiedzUsuńmy-magical-sparkles.blogspot.com
Dzisiaj wrzuciłam jedno opowiadanie, napiszesz co o nim sądzisz?
Ogólnie to cieszę się, że tutaj trafiłam, chociaż nie ukrywam, że należę do dość wybrednych czytelników i jestem "starym wyjadaczem", który czasem podczas wyjątkowo złego dnia potrafi się przyczepić do byle pierdołki. A tak naprawdę to żartuję - nie należę do humorzastych osób. Ale nie martwcie się, bo tym razem jest to naprawdę szczęśliwym dla mnie dzień, dlatego mam w sobie mnóstwo wyrozumiałości, haha. Zwłaszcza, że uczuliłyście, iż jesteście nowicjuszkami w tym temacie.
OdpowiedzUsuńWolę zaczynać od negatywów, tak więc i tym razem to zrobię. Nie wiem czemu, ale w tego typu opowiadaniach przeszkadza mi tempo akcji oraz brak rozbudowanych opisów, a wielka szkoda, bo dobrze ubrana w słowa historia zyskuje bardzo na plusie, niezależnie od tego jak prosta fabuła by była. Chociażby o romansie masła z nożem, który zdradza widelec. Głupie, prawda? Ale przy dobrym doborze słów można stworzyć arcydzieło. Momentami brakuje znaków interpunkcyjnych, ale na to można przymknąć oko. No i nie wiem czy nie pojawił się element fantasy... W gruncie rzeczy to autentyczne, że osoba chora może w taki sposób bronić się przed chorobą, ale wcześniej nie wspomniałaś o jakiś konkretnych objawach (albo mnie coś ominęło), a tu nagle ot tak sobie umiera. Cóż, rozumiem, że to miało nadać kształt bardzo dramatyczny, ale nie wiem czy efekt jest taki, jaki oczekiwałaś.
Z pozytywów to niewątpliwie dobrze dobrany pairing, elementy yaoi w dobrym guście, bez zbytnich ekscesów, do tego również umiejscowienie bohaterów w normalnym życiu oraz skupienie się na tej jednej relacji. Dobrze, dobrze. To mi się bardzo podobało. W dodatku uroczy był motyw z ich imionami wyrytymi na drzewie. Niczym z niespełnionego romansidła. Aż serce się kraja, zwłaszcza, że czytając to, słuchałam "This Is War" MBLAQ.
To chyba tyle ode mnie. (; Bardzo siliłam się na konstruktywną krytyką, nigdy nikomu nie ubliżam. Wiem, że będzie coraz to lepiej!
HWAITING.
Tacos rule,
To było piękne ^^
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już koniec T.T
Pisz częściej takie smutasy :D
Są takie ciekawe i pełne uczuć.
Czekam na kolejne posty ^^
Hwaiting!
Smutnee.; (
OdpowiedzUsuńSmutne :((((
OdpowiedzUsuń