Uchhh w końcu dodaję coś nowego ;) Ostatnio jakoś nie mam dobrego nastroju i pisuję przeważnie smutasy.. No to chciałabym przedstawić Wam jeden z nich. Mam ogromną nadzieję ze się spodoba ;D
Liczę także na wasze komentarze <3
Było już w pół do 12, a on nadal nie wracał do domu. Cały
wieczór czekałem tylko na niego. Przyrządzona przeze mnie kolacja już dawno
wystygła, jednak nie byłem na niego zły, bardziej się o niego martwiłem. Znów został na Sali treningowej, by obmyślić
nowe kroki do układu, zawsze tak ciężko pracował. Mówił, że dziś wróci wcześniej…
Usiadłem na łóżku w naszym pokoju, nie mogłem zasnąć, choć chyba nawet nie próbowałem. Po około 10 minutach usłyszałem dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza.
-KiKwank!- moje serce podskoczyło z radości. Od razu (w samych bokserkach) pobiegłem do salonu, w którym smacznie, nie wiedzieć czemu, spał HyunSeun. Leżał owinięty w koc, dziwnie skulony na brzegu kanapy i chrapał dość głośno. Dlaczego nie śpi u siebie, razem z Woon’em? Pewnie się pokłócili i Dong go wywalił z pokoju. Nie wnikałem już .
-KiKwang!- rzuciłem się na szyję ukochanego.
-Hyung aż tak się stęskniłeś?- Ki zaśmiał się. Tuląc go poczułem dziwną woń, zapach alkoholu…
-Piłeś?
-Yang przepraszam, byłem w barze po skończonym treningu. Miało być tylko jedno piwo, ale spotkałem Smoka i Eunhyuk’a i … tak wyszło.
-Nie mogłeś chociaż zadzwonić?! Czekałem jak głupi z myślą, że tak bardzo się przemęczasz, a ty w tym czasie się bawiłeś.
-Przecież przeprosiłem Hyung. Wybacz mi- W tym momencie nie miałem już ochoty z nim dyskutować. Było już koło 1, wszyscy spali, więc swoim krzykiem nie chciałem ich obudzić. Nie chciałem, by widzieli takie coś. Ostatnio i tak zauważyli że między mną a KiKwang’iem przestało się układać.
Poszedłem do pokoju i położyłem się do łóżka. Chciałem już zasnąć. „Powiedział, że będzie ćwiczył.” Byłem wściekły, że mnie okłamał, pewnie robił tak zawsze. Tak bardzo nie lubi spędzać ze mną czasu ? To po co w ogóle jesteśmy razem? Do pokoju wszedł on. Miał uśmiech na twarzy.
-Dobrze wiem, że nie umiesz się na mnie długo gniewać Yoseob- podszedł do łóżka i jakby bezwładnie opadł na nie. – No chodź tu do mnie- jego ręce odciągnęły ze mnie koc, zostałem praktycznie nagi, nie licząc bokserek. Zbliżył się do mnie, zaczął całować w szyję. Tak uwielbiałem jak to robił. NA pewno odwzajemniłbym pocałunki, gdyby nie ten odór alkoholu. Przecież dobrze wiedział, że ja nie piję i że nienawidzę jak ktoś to robi. Ja po prostu nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Na dodatek ten zapach przypominał mi o jego kłamstwie.
-Nie Kwang. Dziś nie mam ochoty na jakiekolwiek zabawy z tobą. Najlepiej jakbyś spał na dole.- dopiero teraz przypomniałem sobie, że nasz HyunSeun tam śpi, więc nie mam go nawet gdzie wygonić.
-No Yoseob, chodź proszę- jego ręce zaczęły zbliżać się do mojego nagiego ciała.
-Nie!- Coś we mnie eksplodowało. Teraz miałem ochotę wygarnąć mu wszystko co tak bardzo mnie bolało, już od dawna i to zrobiłem.
-Nie Ki !Nigdy Cię nie ma. Zawsze siedzę sam bo ty jesteś na treningach. Przynajmniej tak myślałem, bo sam już nie wiem gdy się włóczysz. A jak już się pojawisz od czasu do czasu, to chcesz się tylko ruchać! Mam tego dosyć! Ty tak naprawdę mnie nie kochasz, więc po co to wszystko?! Zależy Ci tylko na seksie! Jak chcesz sobie pobzykać to idź do jakiejś dziwki. JA NIĄ NIE JESTEM!- gdy wrzuciłem to wszystko z siebie, ujrzałem zmieszaną minę młodszego.
-Ale Yoseob, nie moja wina że mam na to ochotę. Przecież to jeden ze sposobów okazywania miłości, co nie?
-Ale dla ciebie chyba jedyny!- Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Odepchnął go od siebie i narzucając na siebie byle co, wybiegłem z domu. Nie byłem w stanie już o tym myśleć. Tak bardzo go kochałem, a on nigdy mnie o tym nie zapewniał. Zacząłem biec. Na twarzy poczułem chłód, zaczął padać deszcz. Wiatr mieszający się z kroplami uderzał w moje ciało, jakby powstrzymując je od ruchu. Ciemne chmury ogarnęły niebo. Czułem się jakby wstąpiły także do mojego zycia. Po za domem byłem już dobre pół godziny. Nie wiedziałem która jest , nie wziąłem ani zegarka, ani telefonu. Nie chciałem by do mnie dzwonił. Nie miałem ochoty słyszeć jego głosu. Zwolniłem i skręciłem w ciemną uliczkę. Kiedy tak szedłem, zaczepiło mnie paru gości. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem skąd się wzięli.
-Czemu włóczysz się sam po nocy, co ?
-Przestań pieprzyć tylko rób co masz robić.- ktoś zwrócił się do pierwszego rozmówcy.-Dawaj kasę!- Te słowa były skierowane już w moim kierunku.
-Ale panowie ja nie mam nic przy sobie, przysięgam.- Poczułem ból w plecach, upadłem. Jeden z nich kopnął mnie. Nie widziałem ilu dokładnie ich tam było, chyba koło 5-6.
-Tak chcesz się bawić? Przeszukać go!- wydał rozkaz. Dłonie napastników zerwały ze mnie ubrania i poczęły przeszukiwać każdy zakamarek. Na twarzach złodziei pojawiło się niezadowolenie, gdy nic nie znaleźli. Jeden z nich sięgnął do kieszenie i wyjął z niej nóż.
-Nie, proszę!- błagałem go leżąc na chodniku. Widziałem jak ostrze zbliża się do mnie. Poczułem jak broń przebija moją skórę. Z moich ust wyrwał się krzyk. Kolejne ciosy zadawane w brzuch, twarz i plecy były coraz mocniejsze i zostawiały coraz głębsze rany. .
Usiadłem na łóżku w naszym pokoju, nie mogłem zasnąć, choć chyba nawet nie próbowałem. Po około 10 minutach usłyszałem dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza.
-KiKwank!- moje serce podskoczyło z radości. Od razu (w samych bokserkach) pobiegłem do salonu, w którym smacznie, nie wiedzieć czemu, spał HyunSeun. Leżał owinięty w koc, dziwnie skulony na brzegu kanapy i chrapał dość głośno. Dlaczego nie śpi u siebie, razem z Woon’em? Pewnie się pokłócili i Dong go wywalił z pokoju. Nie wnikałem już .
-KiKwang!- rzuciłem się na szyję ukochanego.
-Hyung aż tak się stęskniłeś?- Ki zaśmiał się. Tuląc go poczułem dziwną woń, zapach alkoholu…
-Piłeś?
-Yang przepraszam, byłem w barze po skończonym treningu. Miało być tylko jedno piwo, ale spotkałem Smoka i Eunhyuk’a i … tak wyszło.
-Nie mogłeś chociaż zadzwonić?! Czekałem jak głupi z myślą, że tak bardzo się przemęczasz, a ty w tym czasie się bawiłeś.
-Przecież przeprosiłem Hyung. Wybacz mi- W tym momencie nie miałem już ochoty z nim dyskutować. Było już koło 1, wszyscy spali, więc swoim krzykiem nie chciałem ich obudzić. Nie chciałem, by widzieli takie coś. Ostatnio i tak zauważyli że między mną a KiKwang’iem przestało się układać.
Poszedłem do pokoju i położyłem się do łóżka. Chciałem już zasnąć. „Powiedział, że będzie ćwiczył.” Byłem wściekły, że mnie okłamał, pewnie robił tak zawsze. Tak bardzo nie lubi spędzać ze mną czasu ? To po co w ogóle jesteśmy razem? Do pokoju wszedł on. Miał uśmiech na twarzy.
-Dobrze wiem, że nie umiesz się na mnie długo gniewać Yoseob- podszedł do łóżka i jakby bezwładnie opadł na nie. – No chodź tu do mnie- jego ręce odciągnęły ze mnie koc, zostałem praktycznie nagi, nie licząc bokserek. Zbliżył się do mnie, zaczął całować w szyję. Tak uwielbiałem jak to robił. NA pewno odwzajemniłbym pocałunki, gdyby nie ten odór alkoholu. Przecież dobrze wiedział, że ja nie piję i że nienawidzę jak ktoś to robi. Ja po prostu nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. Na dodatek ten zapach przypominał mi o jego kłamstwie.
-Nie Kwang. Dziś nie mam ochoty na jakiekolwiek zabawy z tobą. Najlepiej jakbyś spał na dole.- dopiero teraz przypomniałem sobie, że nasz HyunSeun tam śpi, więc nie mam go nawet gdzie wygonić.
-No Yoseob, chodź proszę- jego ręce zaczęły zbliżać się do mojego nagiego ciała.
-Nie!- Coś we mnie eksplodowało. Teraz miałem ochotę wygarnąć mu wszystko co tak bardzo mnie bolało, już od dawna i to zrobiłem.
-Nie Ki !Nigdy Cię nie ma. Zawsze siedzę sam bo ty jesteś na treningach. Przynajmniej tak myślałem, bo sam już nie wiem gdy się włóczysz. A jak już się pojawisz od czasu do czasu, to chcesz się tylko ruchać! Mam tego dosyć! Ty tak naprawdę mnie nie kochasz, więc po co to wszystko?! Zależy Ci tylko na seksie! Jak chcesz sobie pobzykać to idź do jakiejś dziwki. JA NIĄ NIE JESTEM!- gdy wrzuciłem to wszystko z siebie, ujrzałem zmieszaną minę młodszego.
-Ale Yoseob, nie moja wina że mam na to ochotę. Przecież to jeden ze sposobów okazywania miłości, co nie?
-Ale dla ciebie chyba jedyny!- Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Odepchnął go od siebie i narzucając na siebie byle co, wybiegłem z domu. Nie byłem w stanie już o tym myśleć. Tak bardzo go kochałem, a on nigdy mnie o tym nie zapewniał. Zacząłem biec. Na twarzy poczułem chłód, zaczął padać deszcz. Wiatr mieszający się z kroplami uderzał w moje ciało, jakby powstrzymując je od ruchu. Ciemne chmury ogarnęły niebo. Czułem się jakby wstąpiły także do mojego zycia. Po za domem byłem już dobre pół godziny. Nie wiedziałem która jest , nie wziąłem ani zegarka, ani telefonu. Nie chciałem by do mnie dzwonił. Nie miałem ochoty słyszeć jego głosu. Zwolniłem i skręciłem w ciemną uliczkę. Kiedy tak szedłem, zaczepiło mnie paru gości. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem skąd się wzięli.
-Czemu włóczysz się sam po nocy, co ?
-Przestań pieprzyć tylko rób co masz robić.- ktoś zwrócił się do pierwszego rozmówcy.-Dawaj kasę!- Te słowa były skierowane już w moim kierunku.
-Ale panowie ja nie mam nic przy sobie, przysięgam.- Poczułem ból w plecach, upadłem. Jeden z nich kopnął mnie. Nie widziałem ilu dokładnie ich tam było, chyba koło 5-6.
-Tak chcesz się bawić? Przeszukać go!- wydał rozkaz. Dłonie napastników zerwały ze mnie ubrania i poczęły przeszukiwać każdy zakamarek. Na twarzach złodziei pojawiło się niezadowolenie, gdy nic nie znaleźli. Jeden z nich sięgnął do kieszenie i wyjął z niej nóż.
-Nie, proszę!- błagałem go leżąc na chodniku. Widziałem jak ostrze zbliża się do mnie. Poczułem jak broń przebija moją skórę. Z moich ust wyrwał się krzyk. Kolejne ciosy zadawane w brzuch, twarz i plecy były coraz mocniejsze i zostawiały coraz głębsze rany. .
Sprawca,wziął moje ręce i powoli przesuwając nożem po nadgarstkach, porozcinał je. By być pewnym że nie przeżyję tego ataku, pogłębiał rany jeżdżąc narzędziem w przód i tył. Widziałem jak strugi krwi spływają z mojego brzucha, rąk i nóg. Nie miałem nawet siły krzyczeć, moje płuca przepełniało zimne, wilgotne powietrze. Powieki stawały się coraz cięższe. Tak bardzo broniłem się przed ich zamknięciem, jednak nie dałem rady. Moje oczy zamknęły się powoli. Ostatnią rzeczą jaką widziałem był wielki bilbord-zegar, wskazujący godzinę 2:00. Teraz każde nabranie powietrza było dla mnie okropnym bólem. Poddałem się. W tej chwili moje pęknięte serce zaczęło zwalniać…
[KiKwnag]
Wybiegł? Tak po prostu? Nie wiedziałem co robić. Na chwilę
usiadłem na krześle, musiałem odpocząć, pomyśleć. Uspokoiłem się po kilku
głębszych oddechach i postanowiłem poszukać mojego ukochanego. Zerknąłem na
zegarek, była 1:59. Kiedy wstawałem skierowałem się w stronę drzwi.. Usłyszałem
potrójne piśnięcie oznaczające że wybiła 2:00. Chwytając za klamkę usłyszałem trzask tłuczonego szkła .
Odwróciłem się i ujrzałem
nasze wspólnie zdjęcie leżące na podłodze. Dlaczego spadło z szafki? Podszedłem
i spojrzałem na nie. Szybka ochraniająca je pękła dokładnie w miejscu gdzie na zdjęciu znajdował się Yoseob.
Moje ciało przeszedł dreszcz. Szybko wybiegłem z domu i ruszyłem po prostu
przed siebie. Nie miałem pojęcia gdzie go szukać. Dość chłodny wiatr powiewał,
kołysząc lekko liście na drzewie. Rozglądałem się dookoła, mając nadzieję że
światła wielkiego miasta wskażą mi prawidłową drogę. Dotarłem do ciemnej ulicy,
oświetlonej tylko kilkoma latarniami. W ciemnościach ,spostrzegłem w oddali
postać, ktoś tam był. Rzuciłem się w tamtym kierunku . Gdy byłem już bardzo
blisko, powoli nachyliłem się by ujrzeć twarz poszkodowanego. Zamarłem kiedy
ujrzałem twarz mojego Yoseob’a. Leżał tam praktycznie nagi, trzęsąc się z zimna.
Jego piękna twarz była teraz blada, pokryta licznymi siniakami i całą ran na
jego ciele. Wziąłem poranione ciało w ramiona. Nie mogłem opanować łez, które
teraz, w deszczu nie były widoczne. Kompletnie nie wiedziałem co robić, a
przecież on umierał, umierał na moich rękach. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę
jak ważna jest dla mnie osobą, jak bardzo go kocham. Przeklinałem siebie w
myślach, przypominając sobie jak źle go traktowałem. To ja powinienem tu leżeć,
a nie on! -Yoseob? Słyszysz mnie? – resztki świadomości kazały mi wypowiedzieć te słowa. Czekałem na jakąkolwiek odpowiedź, czekałem aż jego piękne usta się poruszą. –Yoseob! Pomocy- krzyczałem., choć wiedziałem że nie ma tu nikogo. Zobaczyłem, że jego oczy powoli się otwierają. –Yoseob?
-K-ko-kocham Cię, pamiętaj- prawie niesłyszalnie wyszeptał i jego powieki znów złączyły się .
-Nie!- Przyłożyłem ucho do jego klatki piersiowej, nie usłyszałem nic. Moja dłoń także nie wyczuła pulsu. W tej chwili pękło moje serce. Na swoich rękach trzymałem najukochańszą mi osobę, która….która już była martwa.
Nie wyobrażałem sobie, że już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, nie będę mógł się zachwycać jak pięknie wygląda, kiedy wiatr lekko rozwiewa jego włosy, jego delikatnych dłoni które zawsze tak czule mnie obejmowały. Gdyby nie ja.. on dalej by żył, dalej by cieszył się życiem.
-Obiecałem kiedyś, że będę z tobą zawsze… Muszę dotrzymać słowa…
Wziąłem go na ręce i powoli ruszyłem w stronę klifu, położyłem go na ziemi i ostatni raz ucałowałem jego usta.
-Wiem, że to moja wina. Chciałbym żebyś wiedział, że zawsze cię kochałem, choć nie umiałem tego okazać… Dla ciebie…- stanąłem na brzegu przepaści, wciąłem głęboki oddech i .. odepchnąłem się. Zamknąłem oczy wiedząc, ze moje ciało roztrzaska się o skały znajdujące się przy brzegu. Chciałem być z nim zawsze. Już na wieki RAZEM. W myślach wciąż miałem jego uśmiechniętą twarz, i jego głos mówiący „Kocham Cię”…
DLA CIEBIE…
Oczywiście zapraszam do komentowania tego opowiadania oraz napisania SWOJEJ HISTORII w zakładce "MY FEELINGS" <3