Hej :) Znów dawno nie było nic wstawiane, ale wybaczcie mi :) Nie długo pojawi się kilka nowych OneShot, oraz w planach mam coś dłuższego. Lecz na razie zapraszam do czytania oto tego ff- jest dość smutny ,ale obiecuję, że następne bd weselsze :) dobra kończę gadać głupoty xD po prostu PRZECZYTAJCIE I ZASTAWCIE PO SB KOMENTARZYK <33
Wiecie napisałam to kiedy miałam wielkiego doła :( Podsumowując: TO PO PROSTU MOJE UCZUCIA.
Autor: ZicoTytuł: "Ostatnia rozmowa z Bogiem"
Gatunek: Dramat
Rodzaj: OneShot
FanClub: SHINee
Typ: FanFiction
Jestem sam, tylko ja w moim pokoju. Wszyscy już dawno śpią, a ja wciąż nie mogę zasnąć. Na zegarku jest 1:06. Siedzę skulony w rogu łózka i płaczę, spoglądając przez okno na niebo. Łzy same cieknął z moich oczu. Zastanawiam się nad sensem mojego życia, sensem tego wszystkiego. Po co w ogóle żyję, jestem komukolwiek potrzebny? Rodzicom tylko przeszkadzam, fałszywi przyjaciele już dawno mnie olali.. Nie mam już nikogo. Wciąż płaczę, nie umiem się powstrzymać, chociaż może to dobrze? Przynajmniej tak pozbędę się moich emocji. Poszedłbym pobiegać, tak jak zawsze, ale no nie będę się wygłupiał o 1 w nocy. Zawsze to robię kiedy jest mi źle, tak jak teraz, ale jest zimno no i środek nocy. Czemu jest mi tak smutno. Boże co ja ci takiego zrobiłem, że aż tak cierpię? Dlaczego akurat ja? Dlaczego zabrałeś mi moje całe szczęście? Pamiętasz jak kiedyś ciągle się uśmiechałem, jak uwielbiałem się śmiać, jak cieszyłem się życiem? Czy teraz widzisz mnie szczerzącego się, jak dawniej? Panie, pomóż mi, proszę cię tylko to, abyś dał mi siłę, by to jakoś wytrzymać, by wytrzymać jakoś moje życie… Znów spoglądam na niebo. Siedzisz tam, gdzieś wysoko i patrzysz na to wszystko. Czy nie zastanawiałeś się kiedyś nad tym czemu krzywdzisz tak wielu ludzi? Wierzę w Ciebie, ale to naprawdę niesprawiedliwe… Dlaczego jednym dajesz wszystko czego zapragną, a innym zostawiasz sam smutek, jak mnie? Ja już dłużej nie dam rady, proszę Cię o pomoc…
Coś kazało mi wstać. Ubieram się szybko w byle co i wybiegam z domu, w środku nocy. Po drodze wkładam słuchawki w uszy i puszczam moją „smutną playliste”. Zmierzam w dobrze znane mi miejsce.
Tam właśnie zawsze jestem, kiedy chcę zapomnieć o całym, otaczającym mnie świecie. Po około 10 minutach dochodzę do celu. Idą polną drogą, pośród ciemności. Nie boje się niczego. Smutnymi oczyma wodzę po niebie, wdycham świeże, zimne, poranne już powietrze. Nie myślę o niczym, po prostu czuję. Spoglądam na światła miasta iskrzące się w oddali. Zawsze gdy je widzę, myślę o moim marzeniu. Pamiętasz jeszcze jak mówiłem Ci, że kiedyś wszystkie światła będą należeć do mnie, ze kiedyś spełnię swoje marzenia? Pamiętasz, jak mówiłem Ci w modlitwie, że będę kimś, że będę pisał własną muzykę ,bo to kocham. Wierzyłem, że ludzie będą chcieli jej słuchać. Pamiętasz?! Dziś już w to nie wierzę. Jestem zbyt słabą istotą, by być tą jaśniejszą z miliona gwiazd… Brak mi wiary w siebie. Może dlatego, że nikt mnie nie wspiera? To nie ważne… Dziś już wiem, ze życie jest dla mnie zbyt trudne. Te wszystkie problemy, ta cholerna samotność. Zawsze jestem sam, inny niż reszta. Ciągle chodzę smutny, nie wiem do czego ja dążę w życiu… Nie mam już nawet nadziei, a przecież ona umiera ostatnia. Przepraszam Cię Boże, ale nie mam już siły tego znosić. Zawsze gdy brakowało mi sił, zwracałem się do Ciebie z nadzieją, ze mi pomożesz i tak było. Jednak nie dziś. Dziś zabrakło mi tej mocy. Może, nie, na pewno to głupie co teraz zrobię ale, zrozum inaczej nie mogę…
Z moich oczu zaczyna ciec coraz więcej kropel łez. Zawracam, idę z powrotem w stronę domu. Zaczynam biec. Być może to mnie trochę uspokoi. Muzyka zagłusza moje kroki, mój przyspieszony oddech. Słyszę tylko ją. Widzę tylko ciemność i „moje światła”. Już trochę zmęczony, dobiegam do głównej ulicy. Staję na brzegu jezdni. Widzę zbliżające się światła samochodu. Tak, jest duży. Reflektory zaczynają mnie oślepiać, już nie myślę racjonalnie. Gdy światła są praktycznie przy mnie, szybko ruszam do przodu.
Czuję silny ból i widzę tylko oślepiający blask. Czuję, ze lecę w powietrzu. Upadam. Słyszę trzask łamanych kości, moich kości. Chwilowo ból jest nie do zniesienia, jednak po chwili praktycznie go już nie czuję. Słyszę krzyk kobiety, biegnie ku mnie, rozmawia przez telefon. Pewnie wzywa pomoc, mi ona już się nie przyda. Nie wierzę, Boże, ja znów płaczę. Chciałbym otrzeć te jebane łzy, jednak nie mogę. Nie potrafię podnieść ręki. Czuję smak krwi. Kątem oka widzę jak parę kropel ów płynu kapie na ulicę, z moich ust. Nie boję się Panie, wie że jesteś przy mnie. Kobietą klęczy przy moim ciele, coś mówiąc. Ja nie słyszę nic oprócz wielkiego szumu. Wszystko jest jakby spowolnione. Błądzę wzrokiem po niebie. Gwiazdy… To chyba ostatni raz kiedy je widzę, kocham na nie patrzeć. Mam nadzieję, że mi wszystko wybaczysz i zabierzesz moją dusze w lepsze miejsce. Czuję ucisk w głowie, świat zaczyna wirować i nagle przestaje. Tak, Boże, czuję że nadchodzi mój koniec. Ostatkiem sił otwieram usta i szepczę i ”Przepraszam Cię Boże, przepraszam za wszystko”.
Nie czuję już nic, ani bólu ani smutku. Praktycznie czuję już
radość z naszego spotkania Panie. Słyszę
głośne, powolnie bicie mojego serca, które powoli słabnie.Odgłos staje się już
praktycznie niesłyszalny. Ostatni raz uśmiecham się. Moje serce przestaje bić.
Zamykam oczy, a ostatnim obrazem jest widok świateł miasta, „MOICH ŚWIATEŁ”.
Świateł, które nigdy już nie będą moje. Świateł, o których tak marzyłem.
Ostatnia łza spływa po moim martwym już ciele.
Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie do Siebie, Boże… To ja, Twój Taemin.
Mam nadzieję, że przyjmiesz mnie do Siebie, Boże… To ja, Twój Taemin.