Miałam wielkie problemy z tym rozdziałem i uff.. Udało się w końcu xD
Mam nadzieję, że was zaskoczy, pozytywnie ;)
Wielkie dzięki dla @maddie15945 , która uświadomiła mi pewna ważna rzecz, dla ciebie :**
-Od tamtej pory przysiągłem sobie, że teraz to ja będę
krzywdzić…- Nie wiedziałem dokładnie o co mu chodziło.
-Ale co się stał..- urwałem, kiedy zauważyłem na sobie jego przeszywający wzrok.
-Miałem około 16-17 lat. Żyłem beztrosko, nie byłem pilnym uczniem, ale jakoś udawało mi się przechodzić do następnych klas. Wszystko układało się idealnie, imprezki, szlugi, piwka, no umierać. Ale pewnego dni..- przerwał. Byłem w wielkim szoku, że on potrafi być taki wrażliwy. Nie sądziłem też, że potrafi tak normalnie porozmawiać, jak zwykły człowiek.
-Podeszli do mnie, zaciągnęli do auta, a potem zabrali w straszne miejsce. Spędziłem tam wiele tygodni. Torturowali mnie- bili, okaleczali…- spojrzałem na bliznę tuż obok jego prawego oka, nie zauważyłem jej wcześniej. Ton z jakim mówił, wyrażał wiele emocji: złość, smutek… Jego oczy wpatrywały się w ścianę, a dłonie zaciskały w pięści.
-Gdy tylko stamtąd uciekłem, przysiągłem sobie, że teraz ja będę katem, a takie niewinni, jak ja kiedyś, będą cierpieli.
-Ale to nie ma sensu! Co ci to da?- Oberwałem od niego po głowie.-Satysfakcję, psie- dokończył z pogardą.
-Czy..?-Zamknij się już! To, że ci to powiedziałem…To chwila słabości, nie myśl sobie, że tak będzie zawsze. Nic miłego cię tu nie spotka.- Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.
-Ale co się stał..- urwałem, kiedy zauważyłem na sobie jego przeszywający wzrok.
-Miałem około 16-17 lat. Żyłem beztrosko, nie byłem pilnym uczniem, ale jakoś udawało mi się przechodzić do następnych klas. Wszystko układało się idealnie, imprezki, szlugi, piwka, no umierać. Ale pewnego dni..- przerwał. Byłem w wielkim szoku, że on potrafi być taki wrażliwy. Nie sądziłem też, że potrafi tak normalnie porozmawiać, jak zwykły człowiek.
-Podeszli do mnie, zaciągnęli do auta, a potem zabrali w straszne miejsce. Spędziłem tam wiele tygodni. Torturowali mnie- bili, okaleczali…- spojrzałem na bliznę tuż obok jego prawego oka, nie zauważyłem jej wcześniej. Ton z jakim mówił, wyrażał wiele emocji: złość, smutek… Jego oczy wpatrywały się w ścianę, a dłonie zaciskały w pięści.
-Gdy tylko stamtąd uciekłem, przysiągłem sobie, że teraz ja będę katem, a takie niewinni, jak ja kiedyś, będą cierpieli.
-Ale to nie ma sensu! Co ci to da?- Oberwałem od niego po głowie.-Satysfakcję, psie- dokończył z pogardą.
-Czy..?-Zamknij się już! To, że ci to powiedziałem…To chwila słabości, nie myśl sobie, że tak będzie zawsze. Nic miłego cię tu nie spotka.- Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.
*Kilka dni później*
W ciągu tego krótkiego czasu, moje ciało „zyskało” wiele nowych ran, siniaków i blizn. Starszy naprawdę pragną zemsty. Nigdy nie był choć trochę litościwy wobec mnie. We wszystkim co robił, okazywał wielką złość…
*Pewnego ranka*
Wielkie drzwi powoli się otworzyły. Wkroczyła przez nie znana mi postać, jednak nie był to Zico. Wydało mi się to dziwne, lekko się przestraszyłem, bo nikt oprócz niego nie odwiedzał mnie. W męskich rysach twarzy od razu rozpoznałem jego młodszego przyjaciela, P.O. Chłopak rozejrzawszy się po korytarzu, cicho zamkną za sobą drzwi. Szedł powoli w moim kierunku. Nie wiedziałem co go tu sprowadza, nigdy prócz pierwszego dnia, nie odwiedził tej sali.
-Cześć, przyszedłem zapytać czy się jakoś trzymasz?-Moje zdumienie było ogromne, kiedy P.O usiadł koło mnie i miłym tonem wypowiedział te słowa.
-Yhh jak na taka sytuację to raczej nie jest ze mną jeszcze tak źle.
-Bardzo cię męczy?- nie odpowiedziałem na pytanie P.O, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Smutnym wzrokiem spojrzałem na niego. Posłał mi spojrzenie typu: „Współczuję ci”.
-Nie bój się, to już niedługo się skończy, pomogę ci.– przyjacielsko złapał mnie za bark.
-Ale jak pomożesz, ty, przecież..-Nie potrafiłem złożyć najprostszego zdania, w mojej głowie plątało się za dużo myśli.
-Nie U-Kwon, już nie. .. Zrozumiałem, że to nic nam nie da. Pomagałem mu by był moim przyjacielem, teraz zmienił się i nie chcę mu więc pomagać- W moim sercu wreszcie obudziła się nadzieja. Teraz czułem, że mam w końcu szanse się stąd wydostać. P.O opowiedział mi dokładnie, swój cały plan.
Za kilka dni Zico miał wyjechać „w interesach”, co znaczyło że będzie polował na swoją kolejną ofiarę. Wtedy z pomocą P.O mógłbym bezpiecznie uciec stąd.
-Zaopiekuje się tobą.- Jego słowa zabrzmiały tak przyjacielsko. Objął mnie swoim ciepłym ramieniem. Od dawna nie czułem się tak bezpiecznie. Spojrzałem na jego anielską twarz, wpatrywał się we mnie, tym razem było to spojrzenie pełne dobroci i współczucia. P.O dodał jeszcze kilka słów otuchy, że powonieniem być silny, bo do czasu kiedy Zico nie wyjedzie, nie może nic zrobić. Poczułem się jakby P.O był moim przyjacielem, jeszcze z dzieciństwa.
Usłyszeliśmy jak ktoś głośno zamyka drzwi.
-Zico!- krzyknął mężczyzna.-Muszę iść, trzymaj się.- wstając delikatnie pocałował mnie w czoło. Poczułem dziwne ciepło w okolicy brzucha. Czy..? Nie, to niemożliwe, nie mogłem nawet o tym myśleć. Ostatni raz spojrzałem na anioła zesłanego mi z nieba, na jego anielską twarz i piękne oczy.Moje spojrzenie było w nim utkwione dopóki jego postać nie zniknęła za wielkimi drzwiami. Poczułem się bardzo samotny, rozejrzałem się po ciemnym, przygnębiającym pokoju.
*Już niedługo…* pomyślałem. Nagle usłyszałem czyjąś rozmowę.
-Ostatni raz pytam się co tam robiłeś? To jest mój piesek i nie masz prawa się do niego zbliżać, rozumiesz?! Ahh tak bardzo ci się podoba? Dobrze, jeśli tak bardzo go lubisz na pewno nie będzie ci przeszkadzać kiedy..-Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. P.O! Głos dobiegający zza drzwi zniknął. Rozpoznałem w nim Zico, który za pewnie krzyczał na biednego P.O. Jeszcze obolały, szybko podbiegłem do drzwi.
-Zostaw go!- krzyczałem z całych sił. Byłem wściekły na siebie za to, że P.O oberwał tylko za to że chciał mi pomóc. Nie wiedziałem, co stało się na korytarzu, miałem tylko nadzieję, że P.O bardzo nie ucierpiał. Bardzo bałem się o, no właśnie kim on dla mnie był? Wiedząc, że nic nie zdziałam, wróciłem na swoje wcześniejsze miejsce, usiadłem, chowając twarz w rękach i kontynuowałem moje rozmyślania.
-Lubisz go tylko dlatego, że stara ci się pomóc-wmawiałem sobie- A ten pocałunek, wprawdzie w czoło, ale dlaczego to zrobił? Czy on też coś do mnie czuje?- Tyle pytań cisnęło się w mojej głowie. Tak bardzo chciałbym znać na nie odpowiedzi…
Drzwi znów otworzyły się, jednak teraz weszli przez nie obaj mężczyźni. Zico szarpał P.O za koszulkę.
-Proszę bardzo, teraz będziesz mógł okazać to jak bardzo go lubisz- popchną młodszego w moim kierunku, P.O wylądował tuż obok mnie, uderzając przy tym mocno, ręką o stojące blisko łóżko. Starszy podszedł do niego i z całej siły zadał mu cios w twarz. Młodszy uderzył głową o podłogę, z jego ust pociekła stróżka krwi.
-Tak go lubisz, więc proszę bardzo, okaż mu to!
-Ale o co ci chodzi, jak mam cokolwiek okazać?-P.O znów dostał po twarzy.
-Zostaw go!- Krzyknąłem. Zico nie zwrócił nawet na mnie uwagi. -Zrób to co ci mówiłem!- Wykrzyczał ze złością.
-Ale ja nie mogę, nie chcę..- Błagał P.O.
-Więc chcesz, żebym go zabił?- Zico wycelował bronią prosto w moją głowę. Nie wiedząc co się dzieje, siedziałem skulony, ze strachu, pod ścianą. Całe moje ciało się trzęsło.
-Naprawdę chcesz by umarł? Jeśli nie zrób to co ci mówiłem i zapomnimy o wszystkim.- Zico był coraz bardziej zniecierpliwiony. P.O spojrzał na mnie, przepraszając wzrokiem. Złapał mnie za rękę i delikatnie obrócił tak bym leżał na brzuchu. Trzęsącą się dłonią pogładził mnie po buzi. Nachylił się nad moim ciałem.
-Przepraszam, kocham cię i nie pozwolę by on cię zabił.- Cichutko wyszeptał do mojego ucha. Te słowa przeszyły moje całe ciało, nie mogłem w to uwierzyć. Oprzytomniałem dopiero, kiedy usłyszałem donośny głos Zico.
-Masz 5 sekund inaczej dostanie tą kulą w swój cholerny łep! Chcesz żyć z myślą, że przez ciebie zginął człowiek?!- Ledwo skończył swoją wypowiedź, a poczułem ból. Ten okropny ból, który towarzyszył mi za każdym razem, gdy Zico mnie wykorzystywał.
-Przepraszam kochanie…- P.O choć poruszał się bardzo delikatnie, nadal zagryzałem wargi, błagając by przestał. Pokój przepełniał głośny śmiech starszego i cichy oddech mojego P.O. Nagle usłyszałem strzał…
-Niee!-Wyrwało się z mojego gardła…